To miała być sesja w krokusach. Nie wyszła, bo a to pogoda, a to za dużo zajęć, a to coś tam. Będą za to dzwonki – bluebells. Wiem, że to co najmniej trzeci raz – mi to nie przeszkadza, bo uwielbiam te kwiatki 🙂 Kojarzą mi się pozytywnie: z ciepłem, nadzieją i odrodzeniem. Nie rozgaduję się, niech obrazki zrobią swoje „więcej niż 1000 słów” 😉
Zdjęcia robione lokalnie na wzgórzu Shotover i w rezerwacie C.S. Lewisa.
Nowe rerooty już są, ale nie wyrobiłam się z ich pokazaniem przed wyjazdem na długo oczekiwany i, w moim przekonaniu, zasłużony urlop w mojej ukochanej Kornwalii. Wzięłam ze sobą dwie lalki – jedną starą i jedną nową. Miałam pomysł na sesję lalki z rowerem na kornwalijskich plażach i klifach, ale plan niestety się nie powiódł. Po pierwsze mój aparat znów zawiódł (a jak wiadomo robi to wybiórczo), a komórka okazała się strzelać fochy podczas fotografowania ciemnoskórej lalki 😦
I tu pytanie do Was: czy Wasze aparaty również wykręcają takie numery? Zdjęcia bardzo często są albo tak ciemne, że nie widać szczegółów twarzy (jak to powyżej), albo lalkę widać, ale tło staje się jedną białą plamą. Frustrujące i wkurzające, zwłaszcza że edycją zdjęć też nic nie wskórałam w tych przypadkach.
Lalka to Barbie Fashionistas z najnowszej serii, wersja AA lalki na wózku inwalidzkim. Kupiłam ją z kilku powodów: chciałam lalkę z afro, jej artykulacja pasowała mi do roweru, a przy okazji była w promocji.
Lalka sama w sobie jest bardzo ładna, tym bardziej szkoda, że aparaty nie dopisały 😦
Jak widać, pogoda dopisała – nie padało, dni były co najmniej częściowo słoneczne. Czas minął niesamowicie szybko, jakoś w pracy aż tak szybko nie leci 😉
… kupiłam Barbie Extra. Lalka zdecydowanie pamiętała lepsze dni.
Tyle zostało z jej niebieskich włosów. Była naga i obdarta z biżuterii. Do tego fabrycznie nie jest to najlepszy okaz. Jeśli się dobrze przyjrzeć, oczy i brwi nie są na tym samym poziomie. Do tego dziurki w uszach zostały wybite poniżej płatków – w policzkach. Znajdowałam bardziej zmasakrowane lalki, to fakt, ale widok i tak był smutny. Razem z lalką kupiłam używany zestaw do szydełkowania – głównie dlatego, że zawierał małe motki kolorowych włóczek. I tak, ziarnko do ziarnka, zebrało się na reroot.
Najpierw łebek został zanurzony w gorącej wodzie, żeby łatwiej było go zdjąć (i możliwie bez uszkodzeń).
Oczyszczenie skalpu, który, jak widać, z jakiegoś tajemniczego powodu został pomalowany na brąz pod niebieskim włosiem, zajęło aż pół horroru. Lalka nie miała hektolitrów kleju na gorąco w głowie, jak to jeszcze do niedawna bywało. Przy okazji można ocenić, jak rzadko rootowane są włosy na środku głowy, nic dziwnego, że powstają prześwity. Jakieś dwa horrory później wszystko było gotowe – od czubka głowy po buty 🙂 I tak powstała lalka roboczo nazwana Bex (skrót od Barbie Extra) 🙂
Kolczyki, które idealnie pasują rozmiarem (nawiasem mówiąc, podczas oczyszczania resztek włosów ze środka głowy wypadły połamane kotwiczki od oryginalnych kolczyków…) przyszły z Chin razem z Pennyłajzą. Sukienka uszyta jest ze śpioszków kupionych dawno temu w jednym z wrocławskich SH, a pończochy z damskiej podkolanówki.
Lalka jest płaskostopa, mimo tego nie sądziłam, że będzie problem ze znalezieniem dla niej butów. Część płaskiego obuwia dla barbiowatych wchodzi, ale nie na pończochę. Bex dostała zatem drugą parę trampek, które leżakowały u mnie chyba z pięć lat zupełnie bezpańskie. aż tu nagle w ciągu dwóch tygodni znalazły nowe właścicielki 🙂
Lalka jest ładna mimo wad fabrycznych i nawet jakoś znoszę rozmiar jej brwi. Do tego jestem całkiem zadowolona z rerootu i całości ogólnie. Dawanie drugiego życia przedmiotom potrafi być bardzo satysfakcjonujące, tak samo jak przywracanie chorych do zdrowia 🙂
Wczoraj – 9 marca 2023 – minęło 64 lata od ukazania się pierwszej Barbie na rynku zabawkarskim. Pierwowzorem lalki była niemiecka Bild Lilli, do której prawa wykupiła firma Mattel, żeby pozbyć się konkurencji. O tym, że trafili w dziesiątkę, nie trzeba nikogo przekonywać. Z czasem Barbie stała się poniekąd produktem totalnym oraz ważnym elementem kultury – lalka odzwierciedla nie tylko trendy modowe swoich czasów, ale także prądy intelektualne, czym czasem wzbudza kontrowersje. Z okazji sześćdziesiątych czwartych urodzin Barbie wygrzebałam z pudła egzemplarze, które dla mnie są kwintesencją barbiowości, czyli Superstary 🙂
Barbie United Colours of Benetton 1989
Hawaiian Fun Barbie 1990
Barbie Totally Hair 1992
Sun Sensation Barbie 1991
Barbie Glitter Hair 1993
Wydawało mi się, że mam jeszcze jedną – może przegapiłam w pudle, a może się pozbyłam? Skleroza, jak powszechnie wiadomo, nie boli 😉
Fluff to moje najnowsze znalezisko eBayowe. Pierwszy raz na oczy zobaczyłam, tanie było, to kupiłam 😉
Zestaw pochodzi z 1982 roku, czyli jest niewiele młodszy ode mnie. Udało mi się kupić większość jego elementów, jakkolwiek nieco wybrakowanych, wraz z główną atrakcją – kotką Fluff. Jak nazwa wskazuje, kicia w zamierzchłych czasach była flokowana. Obecnie z puszku już nic nie zostało. Mojemu egzemplarzowi brakuje także jednego z oczu. Więcej informacji o zestawie można znaleźć tu: https://barbie.fandom.com/wiki/Fluff
Bardzo mi się podoba Fluff nawet w swoim obecnym trupkowym stanie. Wygląda dość naturalnie i jest artykułowana. Na łapkach ma rzep, który zachował swoje właściwości i Fluff może z powodzeniem wspinać się po drapaku 🙂
Zdjęcia zrobiłam na szybko i przed umyciem i odświeżeniem wszystkiego. Największy problem będzie pewnie z tym brakującym oczkiem. Może Fluff dostanie przepaskę na oko jak pirat 😉
Niedawno się ocknęłam, że wrestlerka Eva Marie nie miała jeszcze sesji solo. Oświecenie spłynęło na mnie być może dlatego, że to imienniczka Ewy, o której dużo myślę. W Wigilię były przecież jej imieniny… Robię, co w mojej mocy, żeby się zebrać. Wiem, że Ewa by nie chciała, żebym tkwiła w przeszłości, zresztą moim ulubionym kierunkiem jest „do przodu”. Czasem tylko sił brakuje, żeby ruszyć z miejsca.
Wyciągnęłam z szafy aparat i mój mały obiektyw, żeby sprawdzić, czy może dzisiaj zadziała. Nie zawiodłam się tym razem 🙂 Komórka (a w każdym razie mój Samsung) nadaje się bardziej do focenia krajobrazów niż takich małych obiektów jak lalki. Zdecydowanie wolę aparat.
Proszę, jaka z niej siłaczka. Wcale w tym zdjęciu nie chodzi o to, że chciałam się pochwalić moim origami 😉 😛
Eva Marie to lalka z mattelowskiej serii WWE, prezentująca wrestlerki, które zdobyły szczególną popularność w ostatnich dwóch dekadach. Życiorys bohaterki tego wpisu można przeczytać na wikipedii, więc pozwolę sobie nie rozwodzić się na ten temat. Będę za to zawodzić. Wracając w niedzielę z pracy (tak, moi drodzy, służba nie drużba, znów pracowałam w święta) zobaczyłam wystawiony przed dom (czyt. na śmietnik) duży domek dla lalek. Miał trzy piętra i dobrze ponad metr wysokości, był z drewna. Do tego trochę mebelków. Płakać mi się chce, że nie mam na niego miejsca, bo bym go przytargała na plecach własnych! Poza tym, podczas sobotniej rundki po lokalnych charity shopach, znalazłam jedną z lalek Rainbow High, żarówiastozieloną, w stanie niemal kompletnym (brak butów) za 2 funty. Ale ponieważ do nich nie pałam, to nie kupiłam. Zadumałam się za to, jak ludziom wszystko łatwo przychodzi…
Podobnie jak dwie poprzednie lalki WWE, które tu swego czasu pokazałam – Becky i Alicia – także Eva Marie jest świetną modelką. Uważam ją za bardzo fotogeniczną lalkę i wciąż żałuję, że nie kupiłam ich więcej, kiedy jeszcze nie miały idiotycznych cen A ponieważ z oblicza Evy Marie śmiałość i odwaga aż biją, poprosiłam ją o zapowiedzenie kolejnej nowości w mojej kolekcji 🙂 Nadchodzi wspomniany teaser!
Tak! Mam wreszcie Liccę-chan! Więcej w kolejnym wpisie albo jednym z kolejnych, zależy kiedy uda mi się znaleźć wszystko, czego do niego potrzebuję. Chciałabym porównać ją z głową Licci z Aliexpressu, a nie bardzo pamiętam, gdzie tę głowę zakopałam (pun intended 😉 ). Przy okazji posypuję własną głowę popiołem: tak, wiem, wciąż nie było obiecanego z dawien dawna posta zbiorowego o lalkach z Aliexpressu…
Mam nadzieję, że zdrowo i przyjemnie spędziliście święta! Do zobaczenia na blogach, FB i w następnym poście 🙂
Niektórzy zapewne pamiętają, jak kupiłam Sindy w najnowszej odsłonie i jak mi z nią było nie po drodze. Już dawno jej nie mam i nie tęsknię, ale za to byłam ciekawa jej dodatkowych ciuszków – a zwłaszcza jednorożcowego kigurumi, czy jak kto woli, onesie. Okazja, by je zamówić, trafiła się niedawno, a przy okazji w szafie znajdowała się lalka kupiona już kilka miesięcy temu i jeszcze niepokazana na blogu. To wszystko, razem z ubogą scenografią, składa się na ładunek różu w dzisiejszym wpisie.
Bohaterką tegoż jest Happenin’ Hair Barbie 1998. Mold Mackie, ciałko pajacyk, ubranie nieoryginalne, ale ładnie dopasowane. Włosy są w zdumiewająco dobrym stanie, zwłaszcza że lalka kosztowała grosze na eBayu. Sprzedająca zaopatrzyła ją także w dość ciekawe buty, które wyglądają według mnie na znacznie starsze od samej lalki. Są nieco większe niż typowe barbiowe, ale też płaska stopa ma nieco inne wymagania.
Kigurumi jest odrobinę za krótkie na Barbie, ale jakościowo prezentuje się bardzo dobrze, detale są dopracowane.
Sama bym takim nie pogardziła 🙂
Jakoś tak wyszło, że wszystkie posiadane przeze mnie obecnie Mackie mają kolorowe włosy (i tylko jedna w wyniku rerootu). Happenin’ Hair i Easter Surprise są z tego samego roku, co widać dość dobrze po makijażu – tylko ES udało się schować konturówkę pod szminką 😉
Może pamiętacie, jak kilka miesięcy temu wspomniałam, że niektóre lalki nie pasują tak samo do różnych pór roku. Spectra najczęściej wychodzi z szafy jesienią i wiosną. I nawet się z tej okazji przebiera 😉
Tym razem nic nowego nie szyłam. Wsunęłam jej plastikowe, dziwnie wygięte ciałko w sukienkę, która powstała jeszcze w Polsce. Tym razem oszczędziłam jej dodatków i taką na wpół saute wpuściłam w moje osobiste bratki.
Zaraz potem przyszła pora na szafirki. Bukiet został zrobiony z tego, co samo się rozsiewa.
Nie bardzo znam się na zwyczajach niezapominajek. W tym roku pokazały się w innym miejscu niż w ubiegłym. Do tego dołączyły do nich fiołki i kilka dzwonków – jednych i drugich nie było w naszym ogródku w zeszłym roku. Oczywiście to lepiej niż gorzej, bo można focić lalkę w ulubiony sposób bez ruszania się z domu na dobrą sprawę 😉 Ruszyłam się jednak w Wielkanoc sprawdzić, czy blue bells już kwitną.
I owszem, kwitną jak szalone 😀
Całe połacie dzwonków pokrywają teraz zalesiony teren w mojej dzielnicy. Pachną, aż się w głowie kręci, można paść.
Mam taki pomysł – dla bezpieczeństwa własnego nie nazwę go postanowieniem – żeby w miarę regularnie wyciągać z pudła Barbie i coś nowego im szyć. Na pierwszy ogień poszła Barbie Glitter Hair 1993, która mimo że gościła już na blogu, to jednak nie miała sesji solo.
Jak widać, załapała się na fotki w tym samym wnętrzu, gdzie niedawno bawiły się chińskie maluszki. Zarówno ściany, jak i mebelki, dla Barbie są trochę za małe, ale na zdjęciu chyba całkiem dobrze udało się to ukryć 🙂
By tradycji z dzieciństwa stało się zadość oraz by do cna zużyć to, co jeszcze nie jest do końca zdarte i zniszczone, uszyłam jej sweter i opaskę ze skarpetki 😀 A tak poza dorabianiem ideologii do faktów, to szkoda mi było się rozstać ze skarpetkami w kotki, kiedy jedna z nich przetarła się na śmierć na pięcie 😛
Bardzo lubię tę lalkę, jest śliczna. Nawet mi nie przeszkadza zanadto, że została pozbawiona kolczyków, z których resztki jednego wciąż tkwią w uchu… Wolałabym jednak, żeby miała własne ciałko – TNT w wersji ze zgiętymi łokciami. Zdjęcia nie oddają za dobrze jej lekko pomarańczowego koloru skóry. Nie jest to tak hardkorowy pomarańcz jak w przypadku plażówek, ale standardowym barbiowym odcieniem też się go nazwać nie da.
O ile mnie pamięć nie myli, w serii były cztery lalki: trzy o moldzie Superstar (blondynka, brunetka i ruda) oraz jedna Christie. Wszystkie miały bardzo długie włosy, topy z palmą i spódniczki mini oraz wielgachne kolczyki w kształcie palm. Kolczyki lalek z ery Superstar często bywały wręcz karykaturalne, czego te palmy były najlepszym dowodem.
Najprawdopodobniej jest to ostatni wpis w tym roku.
Korzystając z okazji, chciałabym Wam wszystkim życzyć
Też tak macie, że pewne lalki pasują Wam bardziej do jednych pór roku, a do pozostałych mniej? Spectra zdecydowanie preferuje jesień, ewentualnie wczesną wiosnę. W pozostałe pory roku w ogóle nie wystawia z pudła nawet czubka nosa.
W tym roku nawet nie dostała nowego ubranka… Na jesienny spacer wcisnęła się w ulubioną starą sukienkę i starą czapkę. Ozdóbka na czapce to jedyna nowość w tym sezonie.
– Co tak wcześnie spod ziemi wyłazisz? – spytała Spectra. – Ciebie mógłbym spytać o to samo – burknął pierwiosnek.
Aparat, o dziwo, pracował normalnie, czym sprawił mi wielką niespodziankę. Tylko czy można mu wierzyć, że tak zostanie na dłużej? Spectra jest może ciut za niebieska na zdjęciach robionych w cieniu, ale i tak było o wiele lepiej niż przez ostatni rok…
Zdjęcia robiłam jak zwykle w dzielnicy, w której mieszkam i w pobliskim parku Headington Hill. Mimo ładnej pogody wszędzie było pustawo, miałam zatem mnóstwo swobody.
Po drodze do parku szłam przez cmentarz, na którym w zeszłym roku robiłam zdjęcia Stelli, zanim odpadła jej noga. Spectrze na razie nic nie odpadło, ale przezroczyste części ciałka, zwłaszcza dłonie, zaczynają robić się żółtawe. Nie można powiedzieć, że to wpływ światła słonecznego, jest przed nim dobrze zabezpieczona przez większość roku.
Momiji-gari lokalnie. Kasztanowych ludzików już dawno nie robię, ale minibukiety z liści to inna sprawa 🙂
Kiedy zaczęłam usadzać lalkę do tego zdjęcia, zobaczyłam, że w naszą stronę zmierza rączym galopem rozentuzjazmowany labrador. Zdążyłam ją podnieść i wstać, zanim została psim gryzakiem. Uff!
Blog o lalkach i kolekcjonowaniu, głównie Barbie i Integrity Toys – kolekcjonerstwo w Polsce, dawne lata, wspomnienia, moja kolekcja Barbie, Fleur, Integrity Toys i innych. | Blog about collecting dolls in Poland. Doll collector in Poland. Blog in Polish and English: bilingual English/Polish notes.