Iwaihime

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam gry komputerowe. Wśród moich ulubionych rodzajów gier znajduje się powieść wizualna (z ang. visual novel). Gdybym miała zdefiniować visual novel zgodnie z własnym doświadczeniem, powiedziałabym, że jest to forma pomiędzy książką a grą komputerową. Do czytania jest dużo (czasem bardzo dużo), grafiki są nieruchome, muzyka w tle. Zwykle można wpłynąć na decyzje bohaterów, co zdecydowanie odróżnia powieść wizualną od tradycyjnej. Przykładem visual novel jest japońska Iwaihime, w którą grałam kilka tygodni temu.

Iwaihime ukazała się w 2016 roku. Autorem jest Ryukishi07 znany między innymi z serii Higurashi no Naku Koro ni (Gdy zapłaczą cykady). Kupiłam, bo gra była bardzo tania i oznaczona jako horror, a poza tym lubię wspomnianą w poprzednim zdaniu serię. To, że w grze ważną rolę odegrają lalki zupełnie mi umknęło podczas podejmowania decyzji o zakupie, miałam zatem miłą niespodziankę, kiedy na ekranie pojawiła się Toe Kurokami.

Akcja powieści wizualnej rozgrywa się wokół Toe, postaci mrocznej i tajemniczej. Nie ona jest jednak główną bohaterką powieści – mamy za to bohatera. Suzumu Susuhara ma 16 lat, dobre serce i pozytywne nastawienie do świata i ludzi. Chłopak przeprowadza się do małego miasteczka o nazwie Susuda, gdzie będzie kontynuował edukację oraz rodową tradycję – wszyscy młodzieńcy z rodziny Susuhara w wieku 16 lat mają obowiązek się usamodzielnić. W nowym miejscu Suzumu szybko zaprzyjaźnia się zwłaszcza z dziewczętami, które zresztą szybko chcą od niego czegoś więcej. Tylko Toe Kurokami, klasowe dziwadło zawsze mające pod ręką lalkę, każe mu trzymać się z daleka.

Iwaihime nie oferuje możliwości wpływania na losy bohaterów, to visual novel wyłącznie do czytania. Zaburzona chronologia powoduje, że czytelnik tonie w domysłach i sam musi poskładać spójną historię z mrocznych, krwawych i tragicznych elementów. Muszę przyznać, że w pewnym momencie pudełko chusteczek bardzo się przyadło podczas czytania… Fabuła zdecydowanie wciąga, a postaci są bardzo sympatyczne. Świat przedstawiony został przemyślany, dzięki temu to, co z początku wydaje się groteskowe lub przerysowane, nabiera sensu. Iwaihime może nie spodobać się osobom, które nie lubią makabry i drastycznych scen, bo tych jest sporo – w końcu to horror.

Lalki pojawiają się tu w dwóch różnych kontekstach – a w każdym razie ja to tak interpretuję. Sceny nawiązujące do BJD można odczytać jako swego rodzaju metaforę – ludzie nie decydują o swoim losie, bo ten należy do bogów, kaprysów losu i klątw. Wszyscy jesteśmy zabawkami, a nasze artykułowane ciała tylko nas zwodzą, bo pozwalają myśleć, że możemy kontrolować cokolwiek w naszym życiu.

Japońska lalka Toe ma znaczenie bardziej konkretne oraz istotne dla fabuły. Mówiąc krótko, pełni funkcję amuletu ochronnego, pochłaniając nie powiem co, bo nie chcę zdradzać zbyt wiele 😛 W każdym razie miło mi się zrobiło, że mozna umieścić lalkę w horrorze (bardzo zresztą nastrojowym, makabrycznym i groteskowym) bez odgrzewania kotleta po raz enty.

Wszystkie zdjęcia to zrzuty ekranu zrobione przeze mnie podczas gry.

Spirit Doll (2023)

Horror o lalce – a raczej z lalką – wyprodukowany w Indonezji obejrzałam na Amazonie. Choć nie jest szczególnie długi (jak na dzisiejsze standardy filmowej długości), oglądanie podzieliło się na dwie części w sposób niejako naturalny – przysnęłam.

Spirit Doll na ucztę kinomana się nie nadaje, nawet jeśli kinoman ma bardzo małe wymagania. Główną bohaterką filmu jest aktorka, która przyjmuje rolę w horrorze o lalce. Życie kobiety, mimo popularności zarówno wśród fanów, jak i pracodawców, nie należy do łatwych. Niedawno się rozwiodła, a tabloidy rozpisują się o szczegółach zdarzenia oraz o nowym związku jej byłego męża. Do tego kobieta niekoniecznie radzi sobie z córką. Wkrótce dochodzi do tragedii, mała ginie w wypadku, a jej miejsce zajmuje lalka z horroru, w którym grała główna bohaterka.

Lalka wygląda całkiem sympatycznie, trochę przypomina mi tę z Dolly Dearest. Z pewnością jednak brakuje jej żywotności tamtej. Spirit Doll po prostu jest. Nie rusza się, nie zmienia ekspresji. Tak naprawdę mogłaby być dowolnym przedmiotem, zupełnie nie wpłynęłoby to na fabułę filmu, która znacznie lepiej sprawdziłaby się w operze mydlanej niż w horrorze (uwaga! spojler! Były mąż głównej bohaterki, obecnie ponownie żonaty, stał się obiektem pożądania trzeciej kobiety, która za pomocą nawiedzonej lalki chciała pozbyć się rywalek). Lalka to jedynie pretekst, by do filmu obyczajowego wprowadzić wątek okultystyczny.

Spirit Doll nie sprawdza się jako horror, efekty specjalne są kiczowate, bardziej śmieszne niż wzbudzające grozę. Gra aktorów jest teatralna do przesady. Oczywiście należy sobie zdać sprawę, że standardy sztuki, straszenia czy podejścia do aktorskiego kunsztu są odmienne w różnych kręgach kulturowych. Nie znam na tyle kina indonezyjskiego, by się wypowiadać, na ile udatnie Spirit Doll wpisuje się w jego typowe ramy. Trochę więcej wiem o oczekiwaniach europejskiego odbiorcy i w związku z tym niestety nie polecam.

W ciemności – Living Dead Dolls Tessa

Nie mam oczu. Zostawiłam je w wiadrze razem z kawałkiem szkła. Tam, dokąd się udaję, nie będą mi potrzebne.

Tuż obok mnie rozlega się niepokojący dźwięk. Cieszę się, że nie mogę zobaczyć, co go wydaje. Pewnie bym się przestraszyła.

Tej nocy miałam dziwny sen. Śniło mi się, że wyszłam do ogrodu, gdzie czekał na mnie kot. Tuż za bramą potknęłam się o własne ciało przysypane uschłymi liśćmi. „Dziwne”, pomyślałam, patrząc na swoją rękę, która nie była przezroczysta, jak na ducha przystało. „Przecież nie umarłam.”

Idę. Powoli toruję sobie drogę przez świat dźwięków. Chyba jest ciemno, bo nie czuję ciepła bijącego od słońca. Od czasu do czasu zastygam w bezruchu, bo zapominam, dokąd idę i po co. Ciemność wokół mnie wydaje się gęsta.

Przeczytałam kiedyś, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, a dobrze widzi się tylko sercem. Mam po jednym sercu w każdej kieszeni. Są na tyle małe, że zmieszczą się do oczodołów.

Wszędobylskie lalki

Ostatnio, w krótkim czasie, napotkałam lalki tam, gdzie niekoniecznie się ich spodziewałam. Pierwszą niespodzianką było pojawienie się motywu lalkowego w mandze Portus niedawno wydanej w Polsce. Jest to opowieść grozy o przeklętej grze, zaangażowanie w którą, jak wieść niesie, może prowadzić do śmierci. Tyle wiedziałam, kiedy zdecydowałam się tę mangę kupić, o jej związku z moimi ulubionymi japońskimi laleczkami kokeshi nie miałam pojęcia, dopóki nie zaczęłam czytać.

zdjęcie pochodzi z witryny wydawnictwa Waneko

Nie chciałabym zanadto zdradzać żadnych wątków, jednak napomknąć muszę o pewnej legendzie na temat kokeshi, z którą nie zetknęłam się nigdy wcześniej (być może została ona zwyczajnie wymyślona na potrzeby tej mangi). Według tejże legendy (trigger warning: przemoc), laleczki kokeshi były wyrabiane z powodów na wpół religijnych – na pamiątkę niemowląt zabitych w czasie głodu po wojnie. Jeśli ktoś mógłby potwierdzić lub zaprzeczyć, że to prawda historyczna, będę wdzięczna.

Motyw lalki – tym razem z powodów czysto dekoracyjnych – obecny jest także w najnowszym sezonie mojej lubej gry Overwatch. Jedna z postaci, Ashe, oraz jej robot Bob, dostali skórki przedstawiające straszne zabawki (wszak Halloween za pasem).

screen z gry Overwatch 2
screen z gry Overwatch 2
screen z gry Overwatch 2
screen z gry Overwatch 2

Franczyza Five Nights at Freddy’s by się nie powstydziła 😉 Podoba mi się, że twórcy odwzorowali nie tylko pewien estetyczny stereotyp lalki, ale i elementy konstrukcyjne. Ashe wygląda, jakby miała stawy kulkowe w kolanach. Poza tą skórką w sezonie pojawiają się jeszcze inne lalkowe ozdóbki, jak lalkowa skóra dla innej postaci (Echo) oraz ikonki czy spraye. Ja akurat nie gram Ashe (chyba że z jakiegoś powodu bardzo muszę), dzięki czemu nie ciśnie mnie, by tę skórę kupić 🙂 Doceniam jednak pomysł i włożoną pracę.

kadr z teledysku Perfect Night

W piątek odbyła się premiera teledysku k-popowego zespołu Le Sserafim we współpracy z grą Overwatch. Na jednym z kadrów teledysku w tle widać laleczki kokeshi. Mała rzecz, a cieszy 🙂

Kolejna lalkowa niespodzianka jest nierozerwalnie związana z…

zdjęcie z notsockz.nz

…plecakiem na kota lub małego psa (osobiście nie transportowałabym w ten sposób zwierząt własnych). Niektórzy wiedzą, że ostatni weekend spędziłam na konwencie; jak co roku o tej porze odwiedziłam MCM London Comic Con. Natknęłam się na dwie różne osoby, które w tychże nosidełkach niosły nie domowych ulubieńców, ale żywiczne bjd. Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobały te przenośne pseudo-dioramki. Nie wiem – nie pytałam – czy był to dodatek do cosplayu, czy też osoby owe kolekcjonują lalki. Zdecydowanie jednak widać, że lalki i ludzie potrafią sobie towarzyszyć i odnajdywać się w rozmaitych sytuacjach 🙂

Brahms: The Boy 2 (2020)

Ach, horrory z lalkami w roli głównej – niezależnie od obsady zwykle tak samo niesatysfakcjonujące. I taki też jest Brahms: The Boy 2. O pierwszej części filmu pisałam jakieś sześć lat temu. Wówczas nie wydawało się, że The Boy może mieć logiczną kontynuację. Być może dlatego twórcy zdecydowali się pchnąć sprawy w stronę nadnaturalną. I tak zyskaliśmy kolejny średnio strawny film o złej lalce.

Prawdopodobnie powinnam odpuścić sobie ocenianie tego filmu, bo zasnęłam na nim dwa razy. Moje zasypianie na horrorach oczywiście nie musi źle świadczyć o fabule, czasem jestem po prostu zmęczona i lula mnie już samo przyjęcie pozycji względnie horyzontalnej. W przypadku tego filmu jednak od razu widać, z czym będziemy mieć do czynienia. Zawiązanie akcji pełni rolę wprowadzenie, wszak musi wydarzyć się jakaś tragedia, która uzasadni, dlaczego rodzina wynosi się na odludzie i pozwala zatrzymać synowi lalkę wykopaną w lesie. Terapeutka też jest za! Co może pójść źle?

Źle idzie oczywiście wszystko. Lalka owszem, ściąga podejrzenia, ale głównie matki, wciąż przeżywającej traumę po wydarzeniach przedstawionych we wstępie, więc kto by tam jej słuchał. Nie trzeba geniusza, żeby się domyślić, jak to wszystko się skończy. Ponieważ kawałek filmu przespałam, nie jestem pewna, jaką rolę odegrał w tym wszystkim lokalny leśniczy, więc tu nie mogę się przyczepić, bo nie wiem, czy jest do czego 😉

Mimo że gra aktorska nie razi, horror ten to co najwyżej poprawny średniak, coś co można puścić w tle do szycia czy innych robótek. Często powtarzam, że wtórność niekoniecznie jest problemem – w końcu dlaczego nie wracać do tych samych motywów, jeśli je lubimy. Jednak w przypadku Brahmsa ta wtórność trochę już przeszkadza. To mógł być dobry film, może nawet wyjątkowy, bo budżet najwyraźniej miał spory. Cóż, może następnym razem – w obecnej sytuacji fabularnej nie ma przeszkód, by powstała część trzecia.

Creepshow (2019) – The House of the Head

Odkąd zasubskrybowałam Shudder, nie brakuje mi horrorów do oglądania. Niedawno skusiłam się nawet na serial. Najnowsza odsłona Creepshow powstała w 2019 roku i, podobnie jak Opowieści z Krypty, czerpie z tradycji krótkich komiksów grozy. Odcinki składają się zwykle z dwóch historyjek, a całość wraz z czołówką i napisami końcowymi zamyka się w około czterdziestu pięciu minutach. W pierwszym odcinku pierwszego sezonu trafił się lalkowy akcent 🙂

zdjęcie z internetu

Bohaterką The House of the Head jest Evie, dziewczynka zakochana w swym pięknym, okazałym domku dla lalek. Wygodnie i stylowo mieszka tam lalkowa rodzina złożona z rodziców, syna i ich psa. Evie poświęca każdą wolną chwilę na zabawę domkiem. Pewnego dnia po powrocie ze szkoły zauważa, że ktoś poprzestawiał lalki pod jej nieobecność. Wkrótce odkrywa również intruza, co do którego jest pewna, że sama go tam nie umieściła…

gif z internetu

Odcinek miło mnie zaskoczył – częściowo dlatego, że początkowo odczytałam jego tytuł jako „house of the DEAD”. Czekałam zatem na jakiś oklepany motyw z duchami, a dostałam coś zupełnie innego, choć nadal w konwencji nawiedzonego przedmiotu. Historyjkę tę cechuje przede wszystkim świetny klimat tajemniczości i zagrożenia, a i popatrzeć na domek (a w zasadzie na domiszcze 😉 ) jest miło z powodów lalkowych. Zmagania Evie ze złem naruszającym jej lalkową przestrzeń śledzi się z autentycznym zaangażowaniem, bo z jakiegoś powodu dziecko postanawia poradzić sobie z tym całkiem samo, nie angażując dorosłych w żaden inny sposób niż finansowo. Dziewczynka namawia bowiem mamę na kupno kolejnych lalek, mając nadzieję, że któraś z nich poradzi sobie w końcu z intruzem. Z tego horrorku może pójdzie nawet jakaś refleksja – na przykład taka, ile tak naprawdę wiemy o tym, co przeżywają nasze dzieci…

zdjęcie z internetu

Sam domek jest naprawdę nie do pogardzenia, chciałabym mieć kiedyś sposobność obejrzeć coś takiego z bliska. Skala, na moje niekoniecznie wprawne oko, 1:12.

zdjęcie z internetu

Jeśli będziecie mieć okazję, polecam obejrzeć ten odcinek. Sezon pierwszy Creepshow ogólnie wypada dość interesująco – zwłaszcza przy drugim, zdecydowanie słabszym.

Lalkowej Majówki wszystkim!!!

Zakupy i prezenty

Nie wiem, kiedy skończył się marzec, a zrobiła połowa kwietnia. Czas pędzi, życie mija… Mam obecnie urlop, a ponieważ mimo wychodzenia z lockdownu i tak się za bardzo ruszyć nigdzie nie można, to chociaż nadrobię lalkowanie 😉 Wpadło mi kilka fajnych lalek w ręce, do tego wciąż mam nieskończone, a nawet nierozpoczęte projekty. Ale po kolei.

Sprawiłam sobie kolejnego chińskiego malucha. Na zdjęciu promo lalka wyglądała lepiej, śmiem twierdzić. Odziałam ją w kolejną gacianą kreację, wciąż z tych samych gaci (których jeszcze dużo zostało – jedna para jest wręcz nietknięta). Została przysłana naga z butami, tak jak pozostałe aliexpresski. Ciekawa jestem, czy pasowałyby na nią buty od Evi Love lub Kelly / Shelly, ale nie mam możliwości sprawdzić, póki co. Zdjęcia robiłam w ogródku przydomowym dziś rano, bardzo szybko, bo towarzyszył mi ciekawski pies mojej współlokatorki. Fajne z niego zwierzę, ale już wiem z doświadczenia, że kradnie skarpetki, bieliznę i inne rzeczy, a potem żąda okupu w postaci żarcia, więc wolałam nie stwarzać mu okazji do kidnappingu 😉

Porwała mnie rzeka niezapominajek…

Wydaje mi się, że brwi lalki mogłyby być trochę niżej oraz dopasowane kolorem do włosów. Nie podoba mi się też ten wianuszek rzęs – zdecydowanie obyłaby się bez dolnych. Zaróżowiona dolna powieka powoduje, że lalka wygląda jakby miała podpuchnięte oczy – od płaczu albo po całonocnej libacji 😛 Nie podoba mi się ten efekt i postaram się go jakoś usunąć.

Odd one out 😉

Dobrze, że akurat teraz wzięłam urlop, bo dzięki temu zastali mnie listonosze 🙂 Jedna paczka przyszła z Polski, a druga miejscowa – zawartość mieszana.

Shibajuku, zwana niekiedy podróbką Pullipa, jeśli nie zaprzyjaźni się z Dal Fiori, pójdzie na części. Spodobało mi się jej ubranko (nie widać tego dobrze na zdjęciu, ale kurtkę ma na suwak). W tej chwili jest już wyjęta z pudełka. Zapewne każdy rozpoznaje, spod którego kamienia wypełzła rudowłosa. To Living Dead Doll Inferno z serii czwartej. Trafiłam przypadkiem lokalnie na eBayu i udało mi się ją wylicytować za tak psie pieniądze, że spodziewałam się odwołania oferty przez sprzedawcę po zakończeniu aukcji. Lalka jest w genialnym stanie i, jak widać, ma skrzydła. To, czego nie widać, to to, że się składają 😀 Prawdopodobnie można je również odczepić od lalki, na razie nie sprawdzałam. Ostatnia lalka to prezent od mojej koleżanki po piórze – motanka jej własnej produkcji ❤

Lalka jest nie tylko prezentem do kolekcji, ale również częścią kampanii promocyjnej powieści pt. Kuklany Las, która ukaże się drukiem na dniach nakładem wydawnictwa Stara Szkoła. Jest to powieść grozy, ale zupełnie innego rodzaju niż to, co ja piszę – można czytać bez obaw o epatowanie makabrą. Ja już czytałam, dlatego mogę szczerze polecić 🙂

The Puppet Master 3: Toulon’s Revenge – Władca Lalek 3: Zemsta Toulona (1991)

Witajcie w Nowym Roku! Oby nie był gorszy niż poprzedni 🙂

Słowo się rzekło, lalkowy horror obejrzany podczas lalkowego szycia nie będzie dłużej czekać na recenzję. O pierwszej części serii The Puppet Master pisałam na Mangustowie dokładnie 13 września 2013 roku – czyli ponad siedem lat temu. Zleciało, nie? Przypomnę, że cykl został stworzony przez Charlesa Banda, człowieka, który ma na koncie wiele horrorów z lalkami w roli głównej.

Prawdę mówiąc chciałam obejrzeć część drugą, ale nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Padło więc na trójkę. Akcja filmu toczy się w Berlinie w 1941 roku. Andre Toulon, lalkarz, wraz z ukochaną żoną prowadzi teatrzyk dla dzieci. Podczas przedstawień – odważnie, acz średnio rozsądnie – wyszydza politykę hitlerowskich Niemiec i samego Adolfa. W ten sposób ściąga na siebie uwagę władz oraz wielkie kłopoty. Jeden z widzów, podający się za kolegę po fachu Toulona, to w rzeczywistości nazistowski żołnierz. Jego szef, major Kraus (w ten roli Richard Lynch, aktor o charakterystycznej, poparzonej twarzy) akurat pracuje nad stworzeniem nieśmiertelnych, a w każdym razie niezabijalnych i nieczułych na ból, jednostek wojskowych. Kiedy podwładny przybiega z rewelacją, że Toulon potrafi tchnąć życie w przedmioty, major składa władcy lalek wizytę, której konsekwencji nikt nie przewidział…

Tak jak i część pierwsza, tak i trzecia ma swoisty urok. Scenariusz, choć prosty i nie należy do arcydzieł światowej kinematografii, jest dość spójny i nie nuży. Horror ten powstał na początku lat 90. i, jak przystało na produkcję z tamtego okresu (oraz na Charlesa Banda), nie owija w bawełnę – jeśli lalki robią komuś krzywdę, to dokładnie widzimy, co i jak się odbywa.

Nie od razu rzuciło mi się to w oczy, a raczej w uszy, że lalki we Władcy Lalek nie mówią, w przeciwieństwie do np. Chucky’ego, który nawija w zasadzie bez przerwy. Należy im to zapisać na plus, dzięki temu są bardziej tajemnicze.

The Puppet Master 3 to także historia powstania dwóch lalek z „głównej drużyny” Toulona: Blade’a i Leech Woman. Filmów w serii jest, o ile się orientuję, grubo ponad pięć. Może kiedyś obejrzę je wszystkie. Tak naprawdę nie polecam ich szerokiej publiczności – są specyficzne. Jeśli ktoś jednak darzy sentymentem tak lalki, jak i klimat horrorów z lat 80. i wczesnych 90., nie powinien poczuć się rozczarowany seansem.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu.

Przeklęta lalka

Była sobie mała dziewczynka, która uwielbiała lalki. W swoim pokoju zgromadziła już całkiem dużą kolekcję. Pewnego dnia, będąc w sklepie, zobaczyła przepiękną lalkę. Cóż to by była za gratka dodać ją do swych zbiorów! Miała nadzieję, że nie jest bardzo droga.

– Ile kosztuje ta lalka? – spytała starszą kobietę za ladą.

– Nie jest na sprzedaż – odparła zapytana.

– Śliczna jest – powiedziała dziewczynka. – Bardzo bym chciała ją mieć.

– Przecież mówię, że nie na sprzedaż – zirytowała się staruszka.

– Dlaczego nie?

– Bo jest przeklęta!

– Mi to nie przeszkadza – zadeklarowała dziewczynka.

– Nie sprzedam ci jej, ale… jak tak bardzo chcesz, to weź ją sobie. Jest twoja. Ale jeśli coś się stanie, to nie przychodź tu ze skargami.

– Ach! – ucieszyła się dziewczynka. – Dobrze, dziękuję! – złapała lalkę i wybiegła ze sklepu.

Z radości biegła do domu w podskokach, ściskając w ramionach zdobycz. Kiedy już dotarła do bloku, w którym mieszkała, na dole nie spotkała nikogo. Postanowiła zaczekać na windę.

Kiedy ta przyjechała, weszła do środka. Drzwi zamknęły się za nią, ale winda nie ruszyła.

Dziewczynka wystraszyła się nagle, drżała z lęku.

– Ojej, a co, jeśli lalka naprawdę jest przeklęta? – myślała.

Nagle poczuła, jak lalka w jej ramionach poruszyła się. Bardzo powoli odwróciła głowę. Dziewczynka miała ochotę wrzeszczeć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Powieki lalki zatrzepotały i otwarły się. Gapiła się na swoją nową właścicielkę pustym, szklanym wzrokiem.

Usta lalki otwarły się, gdy przemówiła:

– Chcesz jechać na górę,  to wciśnij guzik, głupolu!

;P 😀

historyjka za scaryforkids.com

Drugie oblicze Licci

Przegrzebując internet w poszukiwaniu ofert sprzedaży japońskiej Licci-chan, znalazłam…

No co JA mogłam znaleźć?

Straszne opowieści, oczywiście. Miejskie legendy na temat morderczych skłonności tej słodziutkiej laleczki 😀

I

Pewna młoda Japonka pozbywała się lalek z dzieciństwa – wyrosła z nich, jak to się mówi. Zabawki powędrowały więc na śmietnik. Wśród nich znajdowała się śliczna Licca-chan. Jakiś czas później dziewczyna przeprowadziła się z rodzicami do innego miasta. Któregoś dnia, kiedy wróciła do domu po szkole, zadzwonił telefon. Dziewczyna odebrała, a wtedy cienki głosik przedstawił się jako Licca, jej lalka z dzieciństwa. Jestem na wysypisku, powiedziała. Wracam do domu. Dziewczyna nie przejęła się ani trochę, sądząc, że to tylko głupi dowcip. Jednak chwilę później telefon zadzwonił ponownie. Licca-chan informowała, że jest już na dworcu. Dziewczyna poczuła się trochę niepewnie. Telefon odezwał się trzeci raz. Jestem na twojej ulicy, powiedziała Licca. Tęskniłaś za mną? Dziewczyna zaczęła się bać. Po chwili Licca zadzwoniła z informacją, że czeka pod drzwiami. Przerażona dziewczyna wyjrzała przez okno, ale nikogo nie zobaczyła koło domu. Odetchnęła z ulgą, a wtedy telefon zadzwonił po raz ostatni. To ja, Licca. Stoję za tobą.

Licca-chan to w Japonii bardzo popularna postać, swego czasu istniała nawet linia telefoniczna, na którą dzieci mogły zadzwonić, żeby „porozmawiać” z lalką. Oczywiście wiadomość była odtwarzana z nagrania. Nie wiadomo skąd pojawiły się plotki, że dzwoniące na linię Licci dzieci słyszały czasem od niej groźby w stylu: znajdę cię i zabiję. I pewnie stąd też wzięła się powyższa legenda miejska 🙂

II

Podobno istniała wadliwa partia lalek z trzema nogami, która niezauważona trafiła do sprzedaży. Nie wiem, jak to miałoby być możliwe, w końcu lalkę trzeba jeszcze ubrać i zapakować do pudełka. W każdym razie pogłoski o istnieniu trójnogiej Licci rozmnożyły się w kilku wariantach.

licca-chan

  1. Pewnego wieczora młoda kobieta wracała do domu przez park i tam zaszła za potrzeba do publicznej toalety. Na podłodze znalazła Liccę-chan. Zrobiło jej się żal zguby, więc podniosła ją, taka była śliczna! Dopiero wtedy zauważyła, że lalka ma trzecią nogę – owłosioną i siną. Wystraszyła się i upuściła Liccę z powrotem na podłogę. Wtedy lalka powoli odwróciła głowę i powiedziała:  Przerażona kobieta uciekła z toalety. Wkrótce zadzwonił jej telefon, a kiedy odebrała, lalka kontynuowała swoją litanię: nazywam się Licca-chan i jestem przeklęta! Przeklęta! Przeklęta! Kobieta w końcu oszalała ze strachu i przebiła sobie bębenki w uszach, żeby nie słyszeć więcej tego głosu.
  2. Dziewczynka weszła do szkolnej toalety. Od razu zauważyła napis na ścianie: Jestem Licca-chan. Pobawmy się w chowanego! Zanim mała zdążyła się zastanowić, co to wszystko znaczy, za jej plecami pojawiła się lalka, mówiąc: kryjesz! A potem zadźgała dziewczynkę nożem.
  3. W innej wersji trzecia noga zrobiona jest z ludzkiego ciała, a Licca, po przedstawieniu się, mówi, że szuka jej właściciela.
  4. Trójnoga Licca-chan została znaleziona w toalecie przez małą dziewczynkę. Kiedy mała odkryła trzecią, siną nogę, próbowała spłukać paskudztwo. Po kilku dniach zdarzył się jej wypadek, w którym straciła nogę. Kiedy obudziła się w szpitalu, chcąc spojrzeć na kikut, odkryła, że wyrosła z niego dziwna sina noga. Wkrótce dziwaczny rozrost rozprzestrzenił się na całe ciało dziewczynki, a ta umarła w konsekwencji.
  5. Ostatnia wersja jest o Tobie. Licca-chan pojawia się przy Twoim łóżku, kiedy śpisz. Ma ze sobą nóż rzeźnicki. Czeka spokojnie, aż się przebudzisz i ją zauważysz. A kiedy to się stanie, urżnie Ci tym nożem nogi.

Ach, ta nieskrępowana japońska wyobraźnia! Kocham!!! ❤ ❤ ❤

Bądźcie mili dla swoich lalek. I uważajcie w publicznych toaletach 😉

Legendy miejskie i obrazek za https://www.scaryforkids.com/licca-chan/