Wracam po nieplanowanej przerwie. Różne okoliczności się złożyły na to, z większością z nich już sobie poradziłam – chyba… Wyprawę do Kornwalii planowałam za to od miesięcy, niestety tak wyszło, że musiałam ją dwa razy przełożyć. Wyjazd był krótki, ale owocny, do tego prawie wszędzie towarzyszyła mi lalka.
Zabrałam ze sobą lalkę, która była moim pierwszym zakupem na Aliexpress oraz jednym z lepszych jakościowo (planuję – również od dawna – post zbiorczy o moich wszystkich zakupach z Ali). Przed wyjazdem uszyłam dla niej nowe ubranko: tunikę (pierwotnie sukienkę, ale nie wyszła, jak chciałam) i spodenki z resztek moich ulubionych rozciągliwych dżinsów. Nawiasem mówiąc, materiał ze spodni był okropny do szycia
Buty, uznałam, nie będą szczególnie potrzebne na plaży – jakkolwiek zachowałam własne 😉
Na pierwszy raz wybrałam miejscowość Newquay, głównie dlatego, że dociera tam transport publiczny, co nie jest regułą w Anglii. To typowa wczasowa miejscowość. Jej główne atrakcje to plaże, klify i sklepiki z lokalnymi produktami. W przypadku oceanu chodzenie po plażach jest silnie uzależnione od przypływów i odpływów. Podczas przypływu w wielu miejscach plaża zwyczajnie znika, a głębokość wody nawet w niewielkiej odległości od brzegu może liczyć kilka metrów.
Wszystko, co pokrywa woda, jest obrośnięte glonami albo koloniami małży, małymi jamochłonami i pąklami. Patrzenie na małże na skałach wysoko nad głową własną pozwala uświadomić sobie głębokość wody.
Ocean wyrzuca piękne kamienie, mniej lub bardziej „opracowane” przez wodę, także rozmaite muszle, wodorosty, szkielety mątw i tzw. syrenie torebki (jaja rekinów). Na grzebaniu w kamieniach spędziłam dosłownie godziny. Brytyjskie prawo zabrania zabierania kamieni z plaży, pozostaje więc popatrzeć i pofocić.
Wybrałam, całkiem przypadkiem, dość dobry moment na podróż nad ocean. Sezon się dopiero rozpoczyna, więc cena zakwaterowania wypadła bardzo korzystnie, do tego turyści na plażach byli nieliczni, a pogoda dopisała na tyle, że wróciłam z opalonym nosem 🙂 Wiało szaleńczo, ale „nad wodą wielką i czystą” mi to jakoś nie przeszkadza.
Skały na plażach są piękne, wyniosłe i niebezpieczne. I niesamowicie ciekawe do oglądania. Bardzo mi się podobały kwarcowe wrostki (geolog ze mnie amator, więc raczej nie jest to fachowe określenie…) sprawiające, że skały wyglądają niekiedy, jakby szczerzyły zęby.
Tyle na dzisiaj, bo się coś rozgadałam 😉 Miłego nowego tygodnia Wam życzę!