Udała nam się powtórka z lalkowego spotkania. Tym razem było nas 4 – ja, Ewa, Kalina i Ola. Mimo upalnego dnia siedziałyśmy w kawiarni, bo tropikalna pogoda ściągnęła prawdziwą nawałnicę – wiało i lało, zrobiło się ciemno. Żadnym lalkom ani lalkowiczkom nie stała się jednak krzywda.

Jak to było? Nie karmić, nie moczyć?

Wypuściłam z pudła moją kochaną Skipper, bo rzadko świat poza nim oglądają jej namalowane oczy. Przy okazji dobrze się zgrała z Petrą Kaliny, reprezentantką tej samej epoki, która mnie zauroczyła wielce.

Kalina przywiozła ze sobą Barbie Enchanted Evening, tę oryginalną, nie repro.

Billy the Puppet prezentował się z jak najlepszej strony 😉

Nie obczaiłam stawów Momoko, bo schowane były w replikach Martensów, które wyszły spod ręki Kaliny 🙂

Gdzie są Blajtki, tam są czapki, a gdzie czapki, tam przymiarki 🙂

Kolejna lalka, która bardzo mi się spodobała, to pin-upowy OOAK Kaliny.

Kapcie-liski też hand made by Kalina 🙂

Wymiankowa Miao Miao (chyba) Ewy.

Stawów Momoko nie tknęłam, ale za to zapoznałam się z możliwościami Made to Move 😛

Muszę przyznać, że poszerzają możliwości przechowywania lalek 😉

I want to play a game…

Co dwie głowy, to nie jedna plus zapas 😉

O czapkach już wspominałam 🙂

Obszyłam kolejne dwie Tonnerki i – guess what – też jestem zadowolona. Ponieważ nawałnica popsuła warunki świetlne, sesja Tonnerek w nowych uszytkach musi poczekać. Na razie fragmenty „for a taste of things to come” 🙂


A wy ten wianek na głowy pchacie 😛

Kolejny z imponujących wyrobów rękodzielniczych Kaliny, lalkowa gitara, spowodowała u mnie opad szczęki. Mnie by chyba trafiło nie powiem co, gdybym miała nad takimi szczególikami wysiadywać. Szacun! ❤

Nie miałam nigdy Petry, styczność miewałam z jedną, ale ze starszych modeli, ta natomiast jest wyjątkowo śliczna, a jakość jej włosów powala.

Byłabym chora, gdybym z jakichś lalek słoneczka nie ukręciła, nie? 😉 😛
Dziękuję bardzo za miłe spotkanie, kochane, mam nadzieję, że wkrótce to powtórzymy i, kto wie, może w powiększonym składzie? Pozdrawiam!!! :*