Niech Wam czas mija przyjemnie, z dala od trosk i sporów, cokolwiek świętujecie lub nie świętujecie 🙂 :*
Główną bohaterką świątecznego wpisu została Stella – moja najbardziej rozsypująca się lalka, a mimo to jedna z bezwzględnie ulubionych. Stoi o własnych nogach, bo urwaną w stawie kończynę udało mi się w miarę bezboleśnie wcisnąć z powrotem na miejsce. Uff!
Z natury swej plastikowej czerwono-zielona Stella stała się pierwszą kandydatką do roli ducha przesilenia zimowego. Do całości brakuje mi tylko gałązki ostrokrzewu z czerwonymi owocami, wówczas byłoby so very British 😉 Całkiem sporo tego tu rośnie, jak i innych zimozielonych roślin, ale tak jakoś głupio zrywać coś z cudzego ogródka, nawet jeśli sterczy za płot…
Strój uszyłam z resztek koronkowej bluzki, która posłużyła już do stworzenia kilku innych lalkowych ubranek (w tym świątecznych sukienek Azonek z zeszłego roku) oraz pozostałości jednej z moich koszulek. Muszę sobie przyznać, że obszywanie Tonnerkowych kształtów idzie mi coraz lepiej, podobnie jak wszywanie rękawów.

Stella znalazła pod choinką kotka 😉 A Wy?
Jeszcze raz miłego świętowania i do zobaczenia na blogach!