„Nad wodą wielką i czystą”…

Nie miałam zamiaru zrobić przerwy od blogowania, ale życie mnie do tego zmusiło. Jeden z moich współlokatorów złamał zasady wspólnego mieszkania w stopniu, którego nie mogłam już dłużej tolerować. Nie będę wnikać w szczegóły. Mówiąc krótko, zrobiło się niebezpiecznie, w związku z czym zdecydowałam się wyprowadzić w trybie pilnym, co skonsumowało moje wolne popołudnia i weekendy w ostatnich tygodniach. Jak zwykle w takich sytuacjach najbardziej cierpią wszelkie hobby, a tymczasem do pokazania są wciąż nowości sprzed miesięcy (jakkolwiek zbliżam się do końca listy). Niedługo po zakończeniu przeprowadzki wypadł także mój pierwszy urlop w tym roku, podczas którego znów wybraliśmy się do Kornwalii 🙂

W teczkę na wycieczkę zapakowałam nie misia, lecz laleczkę 😛 – rudą Antoinette kupioną bardziej niż okazyjnie w lalkowej grupie sprzedażowej na fb. Razem z wysyłką kosztowała mnie całe 35£. Osoba sprzedająca znała wartość lalki, ale przede wszystkim chciała się jej pozbyć. I choć o rudej Antoinette nie marzyłam, nie potrafiłam przejść obojętnie obok takiej okazji. Sprawdziłam, jaki to model, jednak nie zapisałam i w tej chwili nie pamiętam (tak, to już ten wiek 😉 )

Na wędrówkę po kornwalijskich klifach Antoinette założyła koszulkę z Tardis uszytą z mojego starego t-shirta Doctor Who 🙂 Nie mam pojęcia, skąd w Tonnerkowej garderobie wzięły się legginsy, które ma na sobie… Buty to oczywiście rękodzieło Ewy ❤ Plecak i woda pochodzą z serii Real Littles. Nie chciałam jej ubrać w kolejną posępno-wyniosłą kreację, sporo tego już było i trochę mi się przejadło. Antoinette melancholijna może być przecież w dowolnym ubraniu.

A to moja ulubiona skała w pobliżu Trevelgue Head.

Zdjęć nie ma za wiele, bo tym razem było wyjątkowo wietrznie, choć słońce dopisało.

Dzisiejszy wpis jest trochę wyjątkowy – pierwszy w nowym miejscu, na nowym komputerze, a zdjęcia obrabiałam nową wersją Gimpa. „Bo niektóre rzeczy się zmieniają, a inne nie.” 😉

Spirit Doll (2023)

Horror o lalce – a raczej z lalką – wyprodukowany w Indonezji obejrzałam na Amazonie. Choć nie jest szczególnie długi (jak na dzisiejsze standardy filmowej długości), oglądanie podzieliło się na dwie części w sposób niejako naturalny – przysnęłam.

Spirit Doll na ucztę kinomana się nie nadaje, nawet jeśli kinoman ma bardzo małe wymagania. Główną bohaterką filmu jest aktorka, która przyjmuje rolę w horrorze o lalce. Życie kobiety, mimo popularności zarówno wśród fanów, jak i pracodawców, nie należy do łatwych. Niedawno się rozwiodła, a tabloidy rozpisują się o szczegółach zdarzenia oraz o nowym związku jej byłego męża. Do tego kobieta niekoniecznie radzi sobie z córką. Wkrótce dochodzi do tragedii, mała ginie w wypadku, a jej miejsce zajmuje lalka z horroru, w którym grała główna bohaterka.

Lalka wygląda całkiem sympatycznie, trochę przypomina mi tę z Dolly Dearest. Z pewnością jednak brakuje jej żywotności tamtej. Spirit Doll po prostu jest. Nie rusza się, nie zmienia ekspresji. Tak naprawdę mogłaby być dowolnym przedmiotem, zupełnie nie wpłynęłoby to na fabułę filmu, która znacznie lepiej sprawdziłaby się w operze mydlanej niż w horrorze (uwaga! spojler! Były mąż głównej bohaterki, obecnie ponownie żonaty, stał się obiektem pożądania trzeciej kobiety, która za pomocą nawiedzonej lalki chciała pozbyć się rywalek). Lalka to jedynie pretekst, by do filmu obyczajowego wprowadzić wątek okultystyczny.

Spirit Doll nie sprawdza się jako horror, efekty specjalne są kiczowate, bardziej śmieszne niż wzbudzające grozę. Gra aktorów jest teatralna do przesady. Oczywiście należy sobie zdać sprawę, że standardy sztuki, straszenia czy podejścia do aktorskiego kunsztu są odmienne w różnych kręgach kulturowych. Nie znam na tyle kina indonezyjskiego, by się wypowiadać, na ile udatnie Spirit Doll wpisuje się w jego typowe ramy. Trochę więcej wiem o oczekiwaniach europejskiego odbiorcy i w związku z tym niestety nie polecam.

Miniaturki z (Chin) Amazona

Wciąż pozostaję w sferze nowości z ostatniego półrocza – dziś kolej na miniaturki. Skala 1:12/1:6, zależy od przedmiotu. Miniaturki kosztowały kilka funtów za zestaw i, jak to przeważnie bywa, na zdjęciach prezentowały się znacznie lepiej niż na żywo. Pierwszy zestaw to osiem sukulentów w ozdobnych doniczkach.

Jak widać, nie zostały pomalowane szczególnie dokładnie. Próbowałam to poprawić za pomocą akrylowych flamastrów, ale za wiele to nie zmieniło. Nie jest łatwo dotrzeć w zakamarki każdego liścia i nie umazać przy okazji pozostałych elementów…

Zestaw dwa to akcesoria rustykalne: ławka, gumiaki, miotła, wycieraczka, wieniec i lampa naftowa. Ławeczka okazała się największym rozczarowaniem. Kiedy oglądałam zdjęcia w internecie, nie przyszło mi do głowy, że poduszki są do ławki przyklejone klejem na gorąco (obecnie już oderwane, a klej obdłubany).

Sterczące na wszystkie strony nitki wysnute z poduszek to również coś, czego nie było widać na zdjęciach. Ławka ponadto została nieładne pomalowana, widać nacieki i nierówne warstwy farby.

Być może pomogłoby tu zeszlifowanie powierzchni na równo i pomalowanie na nowo. Nie jestem pewna, czy materiał, z jakiego zrobiona jest ławka, to sklejka, drewno czy jakiś typ plastiku. Pozostałe elementy zestawu prezentują się lepiej, zwłaszcza lampa.

Do gumiaków bardziej pasowałyby mi widły do przerzucania gnoju niż ta miotła 😉

Oczywiście celem istnienia takich miniaturek jest stanie się częścią większej całości, co – przynajmniej teoretycznie – sprawi, że ich defekty zostaną zniwelowane, powstrzymam się zatem zarówno z polecaniem, jak i odradzaniem 🙂

Ostatni gamoń

Zgodnie z zapowiedzią z ubiegłego roku firma Kid Kreations przestała produkować najnowsze wcielenie Sindy. Zdążyłam dokupić jeszcze jedną – Party Girl – zanim lalki wyprzedały się niemal do cna z Argosa.

Niektóre modele musiały cieszyć się większą popularnością, bo nie doczekały przeceny. Party Girl kupiłam na początku tego roku, kiedy jej cena spadła (obecnie jest jedyną Sindy dostępną w sprzedaży). Zdjęcia promo nie zachęciły mnie do zapłacenia pełnej ceny. Na żywo okazało się, że lalka jest bardziej w moim typie niż sądziłam. Let’s party!

Nie zachowałam żadnych papierowych elementów ani pudełka. Party Girl z dodatków posiada jedynie plastikową torebkę (oraz nieodłączną gazetkę), a jej ubranko składa się z sukienki – sztuk 1. W porównaniu z pozostałymi lalkami to bardzo skromnie. To moja jedyna Sindy (poza baletnicą), która nie nosi trampek.

Lalka nie różni się szczególnie od poprzedniczek, cechują ją te same wady i zalety oraz znajomy, gamoniowaty wyraz twarzy 😉

Przy okazji przymierzyła ciuszki od ILY 4ever – spódniczka jest nieco luźna w biodrach, bluzka leży lepiej, za to Bella nie zdołała się dopiąć w sukience Party Girl.

metka-serduszko w sam raz na Walentynki 🙂

Sindy bawi się solo, ale ja mam nadzieję, że osoby zainteresowane świętowaniem Walentynek nie są dziś same. Dużo miłości na co dzień, kochani! 🙂 ❤

Smak trucizny

Obudziłam się z koszmaru – jak zawsze – z bijącym sercem, zdezorientowana i przerażona. Nienawidzę tego.

Dłuższą chwilę po przebudzeniu nie mogę się odnaleźć, a potem, w ciągu dnia, nie jest lepiej. Stale towarzyszy mi niepokój.

Zastanawiam się, co jeszcze mogę zrobić, by to się skończyło. Jak ulepszyć recepturę leku na sen bez snów?

Wydaje mi się, że już wszystkiego spróbowałam. Zmieniałam składniki i proporcje.

Nic na mnie nie działa – ani najbardziej podstawowe zioła, ani te rzadkie i drogocenne. Mogłabym połknąć najbardziej obrzydliwą rzecz za choćby nadzieję na jedną spokojną noc.

Myśl, Celine, myśl. Czego jeszcze nie próbowałaś?

Może tak? Może tym razem będzie dobrze.

Mikstura ma dziwny zapach, mdlący i słodki. Dobrze, że nie muszę sama jej próbować. Najpierw ty trochę wypijesz.

„Litości”, mówisz.

„Litość”, myślę.

Litość. Hmm… Nie znam takiej przyprawy.

Pij. Jeśli się nie uda, nie szkodzi. Wszak muszę czymś karmić kota.

sukienka: https://www.etsy.com/uk/shop/DesignByBellaStore

Jolina

W najbliższym czasie chciałabym nadgonić zaległości w pokazywaniu nowych nabytków z ostatnich kilku miesięcy. Nie ma tego dużo, ale momentów sprzyjających lalkowaniu też zwykle brakuje. Znana kolekcjonerom Jolina firmy Zapf, w wersji królewna Śnieżka, dołączyła do mojej plastikowej czeredy na jesieni. To jedna z lalek, która bardzo kojarzy mi się z Ewą.

Lalkę kupiłam za grosze, używaną, w bardzo dobrym stanie i w oryginalnej sukience. Miała także buty, ale wyglądają mi one na coś, co należało kiedyś do jakiejś porcelanki. Jak widać, stan stawów umożliwia lalce swobodne stanie.

Jolina nie wydaje się być szczególnie popularna wśród tutejszych kolekcjonerów, dość łatwo jest znaleźć ofertę w dobrej cenie.

Lalka ma trochę dziwną twarz bez wieku, niby uśmiechniętą, ale też w pewien sposób melancholijną. Ani to dziecko, ani dorosła kobieta. W zależności od stylizacji zbliża się do jednego albo drugiego. Chciałam jej uszyć coś wielokolorowego, ale nie mogłam znaleźć szmatek, które kupiłam latem, na jednorożce padło zatem 😉 Ten kawałek materiału też już swoje odleżał. Poza szyciem, chciałam sprawdzić, czy na Jolinę pasują ubranka od Glitter Girls. Pasują, włącznie z butami 😀

siedzi bez podparcia

Zrobienie formy i uszycie spodni (w ręku) zajęło dwa horrory i jakieś pół niehorroru, czyli sporo. Nogawki celowo nie sięgają kostek, bo w końcu lalka dostanie albo jakieś ciekawe buty, albo skarpetki albo i jedno, i drugie 🙂

Jolina na razie wraca do pudełka, a ja już myślę, co pokazać następnym razem.

Miłego nowego tygodnia – idzie luty 🙂

Disney ILY 4Ever

Wczoraj wybraliśmy się do Londynu celem obejrzenia wystawy Fantasy – Realms of Imagination w British Library. Po drodze weszliśmy do Disney Store, bo czemu nie, skoro i tak musieliśmy tamtędy iść. Jako pierwsze odwiedziliśmy piętro Marvela i Star Wars i nawet za bardzo nie planowałam schodzić na dół do lalek, bo klasyczne księżniczki to niekoniecznie moja bajka. No ale jakoś zeszłam i tuż przy schodach zobaczyłam półkę z ILY 4Ever. Wcześniej widziałam te lalki tylko raz – na blogu Kaliny. Wczoraj zobaczyłam na żywo i szybko stało się jasne, że ze sklepu wyjdę z lalką 🙂

O ile dobrze zrozumiałam ideę za ILY 4Ever, jest to seria lalek zróżnicowanych etnicznie, w strojach inspirowanych filmami Disneya. Lalki są artykułowane, mają bardzo sympatyczne buźki oraz ciekawe ciuszki i ładne dodatki. Poza lalkami seria oferuje także zestawy dodatkowe inspirowanych strojów, które są naprawdę świetne. Nie kupiłam żadnego, bo najpierw chciałam sprawdzić, jak bardzo uniwersalny rozmiar mają i czy będą pasować na inne moje lalki. Niestety wadą różnorodnych kolekcji jest to, że każdy rodzaj lalki zwykle wymaga innych rozmiarów… Pełną ofertę ILY można obejrzeć tu: https://www.shopdisney.co.uk/disney-ily-4ever?start=48&sz=24

Artykulacja lalki jest nieco ograniczona w porównaniu do możliwości ciałka MtM choćby. Ręce, zaopatrzone w bardzo ładne dłonie, dość ciężko chodzą w stawach. Dla dorosłego kolekcjonera to nie problem, ale dla dziecinnych rączek mogłoby okazać się frustrujące.

Posadzenie lalki okazało się nie do końca proste. Nogi są przymocowane w biodrach w taki sposób, że się rozłażą na boki. Powyższe zdjęcie pokazuje, co osiągnęłam w kwestii sadzania 😛 W ten sposób dowiedziałam się też, że lalka ma wmoldowane majtki. Poza tym lalka jest w stanie stać sama, bez podparcia, nawet na miękkim kocyku.

Stylizacja mojej wybranki jest inspirowana Bellą z Pięknej i Bestii. Baśń oczywiście znam, ale nie oglądałam żadnej z interpretacji Disneya. Z produkcji tegoż wolę nowsze filmy jak Lilo & Stitch, Encanto czy Coco. Lalkę wybrałam zatem wyłącznie na podstawie urody.

Fotografia z tyłu pudełka przedstawia pozostałe lalki z tej serii (wydaje mi się, że jest to seria druga, ale nie dam sobie nic za to uciąć). Wczoraj w sklepie dostępne były prawie wszystkie. Trochę mi zeszło na podjęciu decyzji, czy ze sklepu wyjdę z Bellą, czy jej ciemnoskórą koleżanką o włosach zaplecionych w warkoczyki, inspirowaną Elsą. Mogłam kupić dwie, ale wydać pieniądze to nie sztuka. Najpierw wolałam się przekonać, czy po wyjęciu z pudełka będę tak samo zachwycona, jak na pierwszy rzut oka. W końcu ten blog pełen jest zauroczeń, które miały być wielką miłością, a skończyły się rozstaniem po jednej sesji.

Lalka została wyposażona w 4 dodatki (poza tym, co ma na sobie). Balonik jest pudełkiem z niespodzianką, lalka nie jest w stanie utrzymać go w dłoni, dopóki nie zostanie opróżniony. Bluza ma z tyłu rzep, a kaptur otwór, bo włosów lalki za nic nie dałoby się w nim upchać, tyle ich jest. Do plecaczka na upartego można by coś włożyć. Zarówno lalka, jak i dodatki, były przymocowane do pudełka za pomocą rozmaitych rozwiązań: gumki, nitki, zaczepy, druciki… Bez nożyczek nie podchodź.

A tak lalka trzyma swoje rzeczy w rękach.

Plecak można założyć bez większych problemów.

Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że ona ten kawał plastiku utrzyma, nawet jeśli wszystko wyjmę ze środka, ale jednak dała radę 🙂 W środku znajdował się talerz z ciasteczkami.

Życzymy Wam smacznych ciasteczek do popołudniowej kawy. A gdyby ktoś uznał, że kocha i pragnie ILY 4Ever, to oczywiście służę 🙂

Miłego nowego tygodnia!

Czym szafa bogata, tym rada ;)

Szafa schowkowa to świetny wynalazek ludzkości. Można naćkać wszystkiego sterta na stercie (łącznie z trupem, boogeymanem i kochankiem), po czym zamknąć i nie przejmować się bałaganem. Wszak powiadają, że czego oczy nie widzą, tego sprzątać nie trzeba – czy jakoś tak 😉 Od czasu do czasu miło jest coś z szafy wyłowić, choćby po to, żeby się przekonać, że wciąż tam jest. Innym razem, by sprawdzić, czy aby na pewno to nam ciągle potrzebne. I tak z pudła w szafie wyskoczyła gromadka (głównie) 30-centymetrowych produktów Mattela. Widzieliście je wszystkie, choć niektóre tylko raz. Możliwe, że część z nich widzicie tu po raz ostatni.

WWE
włóczkowe rerootki z charity shopu
Superstars
Steffi Love, Imani i Petra Lundby
Divas
Mackies
Barbie Extra i Fashionistas na wózku – moje jedyne z nowych Barbie kupione w stanie pudełkowym
Trzy gracje AA
Odzyskana Skipper i wymarzona Nia
Dwie Christie, które razem mają 3 ręce
BTS – głównie z wersji podstawowej

Powyższe towarzystwo zajmuje 35-litrowe pudło, dzieląc miejsce z paroma lalkowymi szpargałami. Miejsca mi nie brakuje (jeszcze nie), ale na niektóre lalki zupełnie nie mam pomysłu i trochę się marnują w związku z tym, dlatego możliwe, że część pójdzie w świat. Też tak macie, że czasem fascynacja lalką umiera po obmacaniu i/lub jednej sesji?

W ciemności – Living Dead Dolls Tessa

Nie mam oczu. Zostawiłam je w wiadrze razem z kawałkiem szkła. Tam, dokąd się udaję, nie będą mi potrzebne.

Tuż obok mnie rozlega się niepokojący dźwięk. Cieszę się, że nie mogę zobaczyć, co go wydaje. Pewnie bym się przestraszyła.

Tej nocy miałam dziwny sen. Śniło mi się, że wyszłam do ogrodu, gdzie czekał na mnie kot. Tuż za bramą potknęłam się o własne ciało przysypane uschłymi liśćmi. „Dziwne”, pomyślałam, patrząc na swoją rękę, która nie była przezroczysta, jak na ducha przystało. „Przecież nie umarłam.”

Idę. Powoli toruję sobie drogę przez świat dźwięków. Chyba jest ciemno, bo nie czuję ciepła bijącego od słońca. Od czasu do czasu zastygam w bezruchu, bo zapominam, dokąd idę i po co. Ciemność wokół mnie wydaje się gęsta.

Przeczytałam kiedyś, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, a dobrze widzi się tylko sercem. Mam po jednym sercu w każdej kieszeni. Są na tyle małe, że zmieszczą się do oczodołów.

Sindy Play x 4

Chwilowa przerwa od przerwy w prezentowaniu Sindy Play. Czwartą kupiłam, bo mije poczucie estetyki domagało się jasnoskórej ciemnowłosej ‚na domknięcie’. Nie pojmuję, na czym opierała się firma, wyceniając lalki. Czwarta to baletnica, pudełko jest (teoretycznie) studiem tańca z (teoretycznym) lustrem na ścianie. a ściślej mówiąc było – nie mam miejsca na przechowywanie pudełek. Dodatek do zestawu to plastikowy drążek. Fakt, z różowego wdzianka można złożyć kilka kombinacji, no ale drążek? Serio? Sindy z liczniejszymi dodatkami były pierwotnie tańsze niż ballerina. Nie kumam, naprawdę. Zwłaszcza że lalka – na zdjęciu promo prezentująca schludny kok – była uczesana bardzo niechlujnie.

Sindy baletnica prezentuje fryzurę z rodzaju: a nie chciało mi się. Za to mi się chciało doprowadzić ją do względnego porządku i teraz wygląda nieco inaczej.

Moim zdaniem lepiej. Ten model ma zdecydowanie mniej włosów niż pozostałe, powiedziałabym, że ich ilość jest zbliżona do naturalnej. Nie udało mi się nic poradzić na opadające pasemko na czole. Trudno się mówi, żyje się dalej.

Wydaje się, że artykulacja współczesnej baletnicy nie różni się od pozostałych Sindy Play – a w każdym razie bez gruntownego rozebrania lalki (czego mi się zrobić nie chciało, póki co) trudno ją ocenić. Twarz jest podobnie rybia i nie przywodzi na myśl inteligencji, jak u pozostałych lalek z obu serii playline.

Zastanawiam się, czy gdyby zmienić sposób malowania ust, wygląd lalki mógłby na tym skorzystać. Na zdjęciach najwyraźniejszym punktem staje się warstwa farby pomiędzy wargami, która według mnie odpowiada za nadanie tej twarzy tego charakterystycznego, gamoniowatego wyrazu.

A oto cała czwórka. Kiedy tak stoją i wszystkie patrzą w bok na coś, co znajduje się poza zdjęciem, kojarzą mi się z plakatami teen slasherów – panienki ewidentnie mają jakiś mroczny sekret i boją się konsekwencji 😉

Baletnica i piosenkarka mają taki sam odcień skóry – mam nadzieję, że to widać.

Dopóki nie pojawią się nowe przeceny, na tym skończę kolekcję Sindy Play. Jeśli koniec końców można ją mieć w cenie poniżej 10 funtów, nie warto płacić dwudziestu pięciu 🙂 Firma Kid Kreations zakończyła produkcję lalki, za to Pedigree wypuściło egzemplarz kolekcjonerski z okazji 60-lecia Sindy. Pozostali przy jakości lalki playline, ale oparli sprzedaż na sentymentach, co pozwoliło im zgarnąć niemal 100 funtów za sztukę. Lalkę można obejrzeć tu.

Chociaż ja sama sentymentów żadnych do Sindy Pedigree nie odczuwam, wszak o jej istnieniu dowiedziałam się jakoś w 2012 dopiero, nie odmówiłam, kiedy bogowie lalkowej obfitości popchnęli trzy w moją stronę 🙂

Poszczęściło mi się w charity shopie, do którego rzadko zaglądam, bo zwykle nic ciekawego nie oferuje. To małe stadko w stanie średnim przygarnęłam za jedyne 3 funcisze. Jednej niechcący zrobiłam fatality, ale może się naprawi. Taką blondynkę, jak ta po lewej, już kiedyś miałam, przytarganą z jednego z wrocławskich second handów (bo to dobre sklepy są!) No to chyba teraz trzeba jakiś post porównawczy nowego ze starym, czy coś 😉