Z okazji urodzin mąż sprezentował mi kilka dni w moim ukochanym Londynie 🙂 Chcąc wreszcie zrobić lalkową sesję z podróży, wrzuciłam w kieszeń LPS Blythe, która swym strojem przypominała mi punka z UK. Oczywiście, zauroczona widokami, po prostu zapominałam wyjąć ją z kieszeni… Tym razem żadnych lalek nie przywiozłam, jedynie dwa kucyki, ale mam do powiedzenia co nieco o londyńskich sklepach zabawkowych.
Blythe okazała się średnio fajną towarzyszką podróży. Jest wygodna ze względu na rozmiar, ale jej nieustawność doprowadzała mnie do szału. Buty zostały pożyczone od Blythe rudej. Na 4 laleczki mam 2 pary butów, z czego jedne to łyżwy…
Jeśli chodzi o londyńskie sklepy z zabawkami, odwiedziłam Harrodsa i sieć Hamley’s. Mijałam Disney Store, ale tam mi się wchodzić nie chciało. W Harrodsie znów była przecena Tonnerek, z 300 na 100 funtów, a więc sporo. Były to jednak te najnowsze, z rozchylonymi usteczkami, Deja Vu, a ja do nich nie pałam. Przemknęło mi przez myśl, żeby wziąć jedną na sprzedaż, ale zrezygnowałam. Ponownie trafiłam także na przecenę Everek. W ogóle miałam wrażenie, że w porównaniu z lipcem oferta lalkowa Harrodsa była przetrzebiona.
Hamley’s to taka sieciówka jak Smyk czy Toys’R’Us. Wielki, kilkupiętrowy sklep zgromadził całe rzesze odwiedzających, choć niekoniecznie kupujących. Na drugim piętrze umieszczono lalki i kucyki i tylko to piętro odwiedziłam. Poza Barbie, Steffi, Monsterkami i Everkami były tam lalki, jakich u nas nie widuję. Pierwszy raz widziałam tam lalki pullipopodobne do customizacji, niestety zapomniałam nazwę. Kosztowały jednak 70 funtów za sztukę, a to sporo. Hamley’s to drogi sklep. Kupiłam jednego kucyka, którego u nas nie widziałam i poszłam dalej zwiedzać 🙂 I wciąż nie mam dość!
Nigdy nie byłam w Londynie i zazdroszczę Ci tej podróży.
Mam jedną lalkę w pudle, sygnowaną logiem „Hamleys”- ma posturę Barbie, fioletowe brwi i zespół Downa. Jest fascynująca 😉
Pokaż, pokaż! 😀
Kiedyś na pewno 😉 Ale jeszcze nie nadszedł jej czas 😀
Dobra, poczekam 🙂
Hi, great pictures, the one with the lion is hilarious :-). Hamleys is amazing isn’t it, I can walk around there for hours! xx
It is 🙂
Bardzo ładne zdjęcia. Mała jest słodka. 🙂
Tak jak mówię, mnie wkurzała…
To ci odważna Paskuda. Wejść w paszczę lwa w Londynie! Nigdy w Anglii nie byłam, ale zamiast wielkich magazynów pewnie bym szperała po Charity, tam musi być raj starych lalek..
Niekoniecznie. W okolicy mojego hotelu były trzy takie sklepy i tylko jeden miał zabawki. Poczochrane Barbie z tych najnowszych i kilku Action Manów.
Co narzekasz na małą Blajtkę i tak wystarczająco urocze porobiłaś ujęcia 🙂
Ale zachodu z nią było więcej niż to warte 🙂
Mimo nieustawności Twoja Mała całkiem fajnie pozuje! I jest odważna! Nie wiem, jakbym zareagowała patrząc na rząd prześlicznych Tonnerek…to musi być fascynujace!
Pisz jak najwięcej o czym tylko chcesz i pokazuj zdjęcia 🙂
OK 🙂
Świetne zdjęcia, na zwiedzała się mała. Fajnie tak pozwiedzać sklepy:)
Najbardziej to muzea zwiedzałam, dlatego zapominałam o niej 🙂
Blythe jak na takiego maluszka całkiem dzielnie sobie radzi na tej wyprawie. Ja jestem tych Deja Vu bardzo ciekawa:) Zazdraszczam tak fascynującej podróży i wcale nie dziwię się że nie masz dość:)
Są bardzo cieniutkie i wiotkie w porównaniu do dotychczsowych Tonnerek. Ellowyna wygląda przy nich jak zwalista krowa 😉
Maluszek robi co może żeby dobrze pozować 🙂
Miłego oglądactwa 🙂
Dzięki 🙂
Gratuluję wycieczki 🙂 Ja bym też przepadła w sklepie z zabawkami… A jak są działy lal i klocków lego tylko coś co picia na podładowanie akumulatorków i buszuje się dalej 😀
Było tam też całe piętro klocków, ale poszłam tylko do lalek. To był trzeci dzień wycieczki, a dwa poprzednie miałam bardzo intensywne i po prostu byłam zbyt zmęczona na wałęsanie się tam 🙂
Szczerze mówiąc to ja bardzo się rozczarowałam w temacie „sklepy z zabawkami”, nie wiem może zbyt dużo sobie obiecywałam ale… po pierwsze nie ma ich zbyt wiele a po drugie wybór z nóg nie zwala 😉
W charity również szału nie ma… raz jeden widziałam kilka barbie i tyle 😉
Pozdrawiam Cię cieplutko!!!
Dokładnie. Można powiedzieć, że jest dokładnie to samo, co u nas. Cóż – globalizacja…
fajna odmiana i to jest teraz najważniejsze 🙂
Zdecydowanie dobrze wpłynęło to na mój nastrój 🙂