Operacja Mariposa czyli o tym, jak mąż z żoną lalkował

Mariposa marzyła mi się od pewnego czasu – raz, że wróżka, dwa, że Mackie 🙂 Rzadko kiedy udaje się ją kupić ze skrzydłami, a bez nich robi się kłopotliwa. Na jej plecach zostaje wtedy bezużyteczny różowy mechanizm wielkości plecaka :/ W sobotni wieczór zabrałam się za przeglądanie zawartości kosza z lalkami, planując kolejną fazę wyprzedaży. Ułożyłam na łóżku wszystkie oczekujące tunningu wróżki i zaczęłam od Mariposy.

Poprosiłam męża o pomoc w pozbyciu się „plecaka”. Najpierw kazał sobie podać obcęgi. Ciągnął różowy plastik we wszystkie strony bez większych rezultatów, aż w końcu udało się powyrywać ruchome elementy. W tak powstałą dziurę włożył śrubokręt i próbował podważyć resztę. W końcu zażądał piły. Przyniosłam mu taką cieniutką z bardzo ostrymi zębami. Na widok ostrza przesuwającego się bardzo blisko jego palców odczułam tchnienie grozy. Dobra, zostaw, mówię. Nie – on na to. – Teraz już tego nie robię dla ciebie. Teraz mi zależy, żeby to wyjąć. To sprawa między mną a Barbie! No i załatwił tę sprawę. Popiłował, podważył, pociągnął, cały mechanizm wyleciał. W plecach Mariposy ziała ogromna dziura, którą zalepiłam glinką modelarską. Teraz oczekuje na nowe skrzydła 🙂

mariposa

A mąż tak się rozochocił operacją, że zaproponował mi wspólne pokrojenie człowieka następnym razem 😉 😛

Zachęcam do zaglądania do zakładki Szukają nowych domów. Do adopcji m.in. Ellowyne Wilde i Dynamitki 🙂