Toy Stories – zabawki dzieci świata

Rozmawiając z Magdą na temat dzisiejszej obfitości lalek i szacunku wobec tego, co się posiada, przypomniałam sobie o poruszających zdjęciach, jakie mój znajomy swego czasu udostępnił na fb. Fotografie autorstwa Gabriela Galimbertiego powstawały przez 18 miesięcy, a cała seria została zatyłułowana Toy Stories. Można powiedzieć, że każde zdjęcie to osobna historia. Każda niesie jakiś ładunek emocjonalny, na który nie pozostałam obojętna. Zobaczcie sami:

http://www.featureshoot.com/2013/03/photos-of-children-from-around-the-world-with-their-most-prized-possessions/

Nie sposób nie dostrzec, jak bardzo różnią się warunki życia tych dzieci. Mimo tego wydają się rozwijać tak samo – na obecnym etapie życie wszystkie cenią swoje zabawki. Muszę przyznać, że Toy Stories rozwaliło mnie emocjonalnie. To jest ogromnie niesprawiedliwe, że ja, osoba dorosła, która nie potrzebuje zabawek z innych powodów niż zwykłe chciejstwo i sprawienie sobie przyjemności, ma ich więcej niż dzieci…

W związku z tym zapragnęłam oddać takim dzieciom część swojej kolekcji. Poszukiwania internetowe zawiodły mnie donikąd. Nie znalazłam ani jednego portalu, który pchnąłby mnie we właściwą stronę. Jedyne, czego się dowiedziałam, to to, że nie tylko ja szukałam takich możliwości. Innym osobom, które to zrobiły, sugerowano np. żeby lepiej zanieść zabawki do domu samotnej matki albo najbliższego domu dziecka. Z jednej strony rozumiem, skąd takie podpowiedzi, wiem, jak działa ludzki mózg, a z drugiej – nie.

Stanęło na niczym :/ A przecież naprawdę wiele nie potrzeba. Gdyby każdy dał tylko jedną zabawkę, nawet pluszaka z lumpa, można by podarować dzieciom całe kontenery drobnych przyjemności, które pomagają im wystartować w życie…

Wydaje mi się, że to także dobry moment, by przytoczyć dialog mamowo-córkowy zasłyszany kilka dni temu w Rossmanie. Dziewczynka, na oko 8-10 lat, podbiega do matki, mówiąc, że mają tu ładne zwierzątka. Matka dziwi się, jest wręcz zdegustowana. Jak to? Dla ciebie maskotka? Dziecko zaprzecza, wyjaśnia, że to zwierzątka do kolekcjonowania, tylko trochę drogie. Matka krzywi się, mówiąc: miałyśmy paznokcie malować. Zanim mi tu ktoś wyskoczy, że uprawiam „gęder” i „feminifaszyzm” albo wtrącam się w cudze sprawy, spieszę z wyjaśnieniem. Nie ma nic złego w makijażu i malowaniu paznokci. Natomiast widzę dużo złego w odbieraniu dzieciom zabawek, kiedy nie są na to gotowe. Dorośli zdają się zapominać, że zabawa u dziecka nie służy jedynie rozrywce i przyjemności, ale jest spodobem poznawania świata, ogarniania rzeczywistości i nauką wchodzenia w role społeczne. Malowanie paznokci natomiast nie jest ani umiejętnością ważną, ani tak trudną, by zaczynać się w niej szkolić od dziecka. To mówię ja, Mangusta Zhongguoren, samozwańcza Chinka, nauczycielka, tancerka, miłośniczka tandety, gęba wielce niewyparzona oraz horroropornografka. Też mi autorytet, phi! 😛